Gdy debiutował w pierwszym zespole ŁKS-u Łódź miał zaledwie 18 lat. Od dłuższego czasu jest postrzegany jako jeden z największych talentów bramkarskich w Polsce. Aleksander Bobek to golkiper „Rycerzy Wiosny”, który jako wychowanek łódzkiego klubu miał już okazję grać zarówno w PKO BP Ekstraklasie, jak i na jej zapleczu. Postanowiliśmy z nim porozmawiać między innymi o zainteresowaniu ze strony zagranicznych klubów, trenerze Szymonie Grabowskim, czy debiucie w barwach ŁKS-u.
Myślisz, że w tym sezonie ŁKS Łódź może powalczyć o awans do PKO BP Ekstraklasy?
Patrząc na to, jaka jest sytuacja i otoczka wokół klubu jest to naturalne. Celem każdego z zawodników ŁKS-u jest zagrać w PKO BP Ekstraklasie w przyszłym sezonie. Od strony sportowej uważam, że na pewno jesteśmy mocnym zespołem, który jest dobrze zorganizowany i będzie większość spotkań wygrywać. Moim zdaniem do samego końca będziemy się liczyli w walce o awans. Będąc w pierwszej drużynie ŁKS-u już pięć lat mogę pierwszy raz powiedzieć, że mamy wszystko, aby osiągnąć zamierzony cel.
Celujecie w awans bezpośredni?
Wiadomo, że każdy zespół chciałby awansować bezpośrednio, ponieważ w barażach dużo zależy od dyspozycji w danym dniu i godzinie. Jednak staramy się nie skupiać stricte na samym awansie, a pracować sumiennie tydzień po tygodniu. Liczymy, że takie coś pozwoli nam osiągnąć wyniki, które dadzą nam pierwsze dwa miejsca w tabeli, przez co nie będziemy musieli się martwić barażami.
Wspominałeś, że jesteście mocnym zespołem. Jakie według Ciebie są najmocniejsze strony ŁKS-u Łódź?
Wydaje mi się, że organizacja gry jest czymś, co na dłuższą metę będzie takim game changerem. Wiadomo, że obecnie mamy wielu nowych zawodników, którzy muszą się zgrać z zespołem, ale myślę, że z każdym kolejnym meczem będziemy pod tym względem wyglądać coraz lepiej. Poza tym nie byłbym w stanie teraz powiedzieć, czy jesteśmy zespołem, który lepiej atakuje, czy lepiej broni. Staramy się zarówno w ofensywie, jak i defensywie być coraz lepsi.
W meczu z Chrobrym Głogów straciłeś dwie pierwsze bramki w tym sezonie. Uważasz, że przy którejś z nich mogłeś się lepiej zachować?
Jeżeli chodzi o pierwszą bramkę, to mieliśmy wcześniej przegadane, że nie stawiamy jednego zawodnika, który będzie blokował piłki lecące pod murem. Niestety przeciwnik to wykorzystał. Miałem bardzo małe szanse na reakcję, ponieważ było dużo piłkarzy w murze, przez co widoczność piłki była mocno ograniczona. Dodatkowo zawodnik Chrobrego Głogów uderzył bardzo precyzyjnie, więc tutaj raczej nie było dużych szans na udaną interwencję.
Przy drugiej bramce według mnie każdy mógł zrobić coś lepiej. Pojawiło się tam za dużo błędów indywidualnych ze strony każdego zawodnika zamieszanego w tę akcję. Mnie zmylił trochę kozioł tej piłki, ponieważ ona była podawana z powietrza. Myślałem, że jestem na tyle blisko piłki, że uda mi się ją złapać, ale niestety do niej nie zdążyłem. Wydaje mi się, że mogłem coś w tej akcji zrobić lepiej, ale generalnie jako zespół nie możemy też popełniać takich błędów.
Jak oceniasz ogólnie początek sezonu w Twoim wykonaniu?
Oceniam go pozytywnie. Zaczynając od meczu ze Zniczem Pruszków, nie miałem tam zbyt wielu interwencji, ale czułem, że daję dużą pewność zespołowi. Zagrałem bezbłędnie, ponieważ oprócz czystego konta miałem dużo celnych podań, jak i trzy skuteczne wyjścia do dośrodkowań. Również dobrze to wyglądało w spotkaniu z Polonią Bytom. Niestety wcześniej odbył się ten niefortunny mecz z Wisłą Kraków. Zacząłem od skutecznej interwencji, ale okraszonej kontuzją. W ostatnim meczu z Chrobrym Głogów miałem już tych interwencji więcej, a w dodatku zaliczyłem sporo celnych długich podań.
Ogólnie uważam, że się rozwinąłem pod względem gry nogami względem poprzednich sezonów. Widziałem także taką ciekawą statystykę, który pokazywała, że obecnie w Betclic 1. lidze mam najwięcej wyjść do dośrodkowań na 90 minut. Cieszy mnie to, że widzę postęp w swojej grze i oby tak było dalej.

Kontuzjowany Aleksander Bobek opuszcza boisko w meczu z Wisłą Kraków
Wspominałeś o niedawnym meczu z Wisłą Kraków. Myślisz, że z Tobą między słupkami w spotkaniu z „Białą Gwiazdą” nie stracilibyście tylu goli?
Nie lubię gdybać, jednak patrząc na samo spotkanie Wisła Kraków była poza naszym zasięgiem. Wszystko im wychodziło. Odnosząc się do samych bramek trudno mi powiedzieć, czy chociaż jedną z nich bym obronił.
Przejdę na chwilę do tematu szkoleniowców. Od początku tego sezonu trenerem ŁKS-u Łódź jest Szymon Grabowski. Jak oceniasz Swoją współpracę z nim?
Na chwilę obecną o współpracy z trenerem Szymonem Grabowskim mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Jest bardzo pozytywną osobą, która wyzwala w nas dużo pozytywnej energii. Jest także bardzo szczery. Ma dużą wiedzę, którą potrafi wraz ze swoimi asystentami przekazywać w dobry sposób. Wyznacza też jasne granice, gdzie możemy sobie pożartować, a gdzie musimy poważnie działać. Jest człowiekiem wymagającym, ale taki musi być dobry trener.
Jest coś, co odróżnia go od innych trenerów, z którymi miałeś okazję pracować?
Nie pracujemy zbyt długi czas ze sobą, jednak na ten moment rzuciło mi się w oczy to, że trener Grabowski jest spośród innych szkoleniowców, z którymi pracowałem najbardziej elastyczny. Jak widzi, że coś nie działa stara się szybko zmieniać pewne elementy, pozostając jednocześnie przy swojej filozofii. Nie mówię, że moi wcześniejsi trenerzy mieli zamkniętą głowę, jednak w tym aspekcie nasz obecny szkoleniowiec się jak najbardziej wyróżnia.
Ogólnie piłkę nożną trenujesz już sporo lat. Od początku chciałeś być bramkarzem?
Z tego, co pamiętam, to tak. Kiedy szedłem na pierwsze treningi w ŁKS-ie to już zaczynałem jako bramkarz. Było tak poniekąd przez mój wzrost. Zawsze też bliżej mi było do gry między słupkami. Pamiętam też przy tym, jak zaczęła się moja historia z ŁKS-em. Trener prowadzący juniorski rocznik tego klubu, który odpowiadał mojemu wiekowi znał mnie, z racji tego, że mój kolega już grał w ŁKS-ie. Któregoś dnia wspomniany szkoleniowiec miał trening na moim orliku, gdzie ja akurat grałem z chłopakami.
Okazało się, że oni mieli wtedy tylko jednego bramkarza i na koniec zajęć wykonywali bodajże rzuty karne. Wtedy trener ten zapytał się mnie, czy mógłbym stanąć w bramce. Miałem rękawice, więc się zgodziłem. Zostałem wtedy oceniony pozytywnie przez trenera i zapytał się mnie, czy nie chciałbym przyjść na trening do ŁKS-u. Jak najbardziej byłem za. Tak zostałem piłkarzem ŁKS-u.
Miałeś jakiegoś Swojego bramkarskiego idola?
Pierwszym bramkarskim idolem, z racji że jestem fanem Realu Madryt był Iker Casillas. Drugim Manuel Neuer, który świetnie grał podczas mundialu 2014 w Brazylii. Zresztą chwilę po tym turnieju poszedłem na pierwszy trening do ŁKS-u Łódź.
Zadebiutowałeś w pierwszej drużynie ŁKS-u Łódź mając 18 lat. Co czuje tak młody chłopak, kiedy przychodzi mu wystąpić między słupkami w barwach klubu, którego jest wychowankiem?
Pamiętam ten dzień doskonale. Po weekendowym spotkaniu z Chojniczanką Chojnice dowiedziałem się, a to była bodajże środa, że mam być gotowy, bo zadebiutuję w Pucharze Polski ze Stalą Mielec. Długo na to czekałem, bo już od dłuższego czasu znajdowałem się w pierwszej drużynie ŁKS-u. Dzień mojego debiutu nazywam „Dniem, w którym stałem się mężczyzną”. Nie spodziewałem się po prostu, jakie to są emocje.
Wcześniej byłem przyzwyczajony do gry w akademii przy ulicy Minerskiej, a nagle wyszedłem na murawę stadionu ŁKS-u w podstawowej jedenastce. Pamiętam, że będąc na boisku i słysząc hymn czułem się oszołomiony i trochę onieśmielony tym wszystkim. Pamiętam, że jeszcze trener bramkarzy dzień przed spotkaniem przygotował taki filmik z moimi zdjęciami i zagraniami, które pokazywały, jaką drogę przeszedłem w akademii, aby tego dnia zadebiutować w pierwszym zespole.
Moje drugie spotkanie odbyło się już w 1. lidze z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tam już czułem się dość spokojnie, w przeciwieństwie do mojego trzeciego spotkania, gdzie przeżyłem największy stres w moim życiu. Graliśmy wtedy z Zagłębiem Sosnowiec u siebie, a w bramce stał Dawid Arndt. Na początku meczu zderzył się on z piłkarzem Zagłębia, wstał, dostał leki przeciwbólowe, dokończył pierwszą połowę. W trakcie przerwy dostał informację od trenera „Olek, zakładaj rękawice, będzie zmiana”. Wtedy mnie zamurowało. Nie byłem w ogóle na to przygotowany. Jednak, jak już wszedłem na boisko, dobrze rozpocząłem mecz to byłem już spokojny.
Na następne spotkanie z Wisłą Kraków Dawid się nie wyleczył. Był to bardzo ważny dla mnie mecz, bo wtedy wykorzystałem swoją szansę. Zagrałem od początku na dużym stadionie, duże spotkanie i poradziłem sobie. Dostałem wtedy kredyt zaufania od trenera Moskala i za to po dzień dzisiejszy jestem mu wdzięczny, bo nie wiem, jakby się potoczyła moja kariera, gdyby nie on.
Czułeś wtedy, że od tego momentu Twoja kariera nabierze rozpędu?
Według mnie tak. Bardzo szybko się to wszystko wtedy potoczyło. Z roli rezerwowego, który grał tylko w drugiej drużynie ŁKS-u zacząłem grać w pierwszym zespole przy krótkim okresie adaptacji. Kiedy wskoczyłem do bramki czułem, że moja kariera może nabrać rozpędu, ale nie skupiałem się wtedy na niczym innym, niż na samej grze. Byłem przeszczęśliwy, że jako 18-latek i wychowanek mogę grać w podstawowym składzie ŁKS-u. Ostatecznie w tym samym sezonie, w którym zacząłem być pierwszym golkiperem zespołu awansowaliśmy do PKO BP Ekstraklasy.
Czułem wtedy, że jest to coś dużego dla mojej kariery, ale nadal chciałem pozostać w ŁKS-ie. Chciałem zostać, aby zrobić kolejny krok i zagrać w polskiej elicie. Dopiero po sezonie w PKO BP Ekstraklasie były pierwsze momenty, w których zastanawiałem się, czy nie powinienem odejść z klubu. Spadliśmy wtedy do Betclic 1. ligi. Nasz powrót na drugi poziom rozgrywkowy zakończył się na 11. miejscu. Nie było wtedy to dla mnie łatwe, bo na początku wszystko nam wychodziło, awansowaliśmy do PKO BP Ekstraklasy, miałem okazję się w niej pokazać i zrobić kolejny krok do przodu, a tu nagle musieliśmy wrócić do gry szczebel niżej.
Miałeś wtedy jakiś kryzys związany ze spadkiem do Betclic 1. ligi?
Sam spadek nie był dla mnie kryzysem. Najgorszy moment przytrafił mi się nieco później. Klub z moim menadżerem dogadali się po spadku ŁKS-u z PKO BP Ekstraklasy, że powinienem odejść. Uważali, że jest to dobry moment i ja podzielałem tę opinię. Niestety żadna z ofert, które przyszły latem zeszłego roku nie była na tyle korzystna, abym był skłonny zmienić klub. Był to dla mnie najgorszy czas, ponieważ przez cztery miesiące nie występowałem w spotkaniach, czas upływał, a ja czekałem na transfer. Siedziałem na kanapie, oglądałem jak wszyscy zaczynają grać, a ja dalej nie wiedziałem, co ze mną będzie.
Udało mi się na szczęście przetrwać ten okres i jestem z siebie dumny, że kiedy w końcu wróciłem do bramki w połowie września to naprawdę wyglądałem bardzo dobrze. Ogólnie uważam, że rundę jesienną poprzedniego sezonu miałem naprawdę udaną i najrówniejszą spośród wszystkich sezonów, jakie zagrałem w ŁKS-ie.
W rundzie wiosennej było ciężej, z racji zmiany trenera Dziółki na trenera Galeano, która nie była zbytnio udana i nikomu nie pomogła. W tamtym okresie nikt nie grał na swoim poziomie. Odbiło się to na całym zespole, jak i na mnie samym. W kwietniu po serii trzech przegranych spotkań dostałem informację, że będzie zmiana w bramce. Poinformowano mnie, że to nie ja jestem problemem, ale że potrzeba zmiany, bo Łukasz Bomba również dobrze wygląda, a ja powinienem odpocząć. Wtedy atmosfera wokół mojej osoby w klubie była dość gęsta.
Jestem zawodnikiem dosyć młodym, ale przy tym takim, który bardzo dużo już widział. Jak na swój wiek zebrałem spore doświadczenie, które na pewno w przyszłości będzie procentowało. Widać, że w tej bramce zmężniałem.
Cofnę się jeszcze do tego, co mówiłeś o ofertach z innych klubów, które pojawiały się latem zeszłego roku. Ostatecznie jakieś negocjacje zostały podjęte, czy skończyło się tylko na odrzucaniu propozycji?
Jeśli chodzi o tamto okienko transferowe mogę powiedzieć tylko o jednym klubie, którym był KRC Genk. Byliśmy już z ich przedstawicielami po słowie. Kontaktowali się oni nawet z prezesem Grafem. Zadzwonili, przeprowadzane były już pewne ustalenia. Generalnie byli chętny i ja też byłem chętny, aby dołączyć do ich projektu. Obie strony chciały doprowadzić do tej transakcji, klub również był za, jednak niestety miałem trochę pecha.
Bramkarz KRC Genk, Mike Penders dołączył do Chelsea za 20 milionów euro, jednak następnie nieoczekiwanie KRC Genk wypożyczył go ponownie do siebie na cały następny sezon. W ten sposób mój temat w tym belgijskim klubie nie był kontynuowany. Bardzo tego żałuję, bo jest to drużyna, która inwestuje w młodych zawodników i ma świetną bazę szkoleniową.
Przechodząc do tego okienka transferowego. Niedawno dyrektor sportowy ŁKS-u Radosław Mozyrko mówił o ofercie z zagranicy, która wpłynęła za Ciebie. W wywiadzie po spotkaniu z Polonią Bytom w kontekście wspomnianej propozycji stwierdziłeś, że „Jeżeli ja o tej ofercie nic nie wiem, to znaczy, że nie jest zadowalająca”. Czy po kilkunastu dniach od tej wypowiedzi coś się zmieniło i doszły do Ciebie słuchy, o propozycję z jakiego klubu chodzi?
Szczerze mówiąc, dalej nie wiem o propozycję, z którego klubu chodzi. Rzeczywiście musi ona być niezadowalająca, bo inaczej już bym o niej wiedział. Myślę, że ŁKS-owi zależałoby w takim przypadku, abym to najpierw ja się dowiedział o tej ofercie, a dopiero potem wszystkie media.
Ogólnie uważasz, że jesteś gotowy na zagraniczny transfer?
Ja już wiele razy podkreślałem, że moim marzeniem jest granie za granicą. Ja czuję się w stu procentach gotowych na transfer zagraniczny. Jeżeli tylko przyjdzie oferta zadowalająca mnie, jak i klub to nikt nie będzie robił problemu. Obecnie nie ma jednak takiej propozycji. Jeżeli taka będzie to będziemy z klubem rozmawiać. Póki co, cieszę się, że mam możliwość grać w pierwszym składzie ŁKS-u, bo jest to dla mnie ważne.

Chciałbym jeszcze zadać Ci kilka bardziej ogólnych pytań. Pomimo zaledwie 21 lat masz już na Swoim koncie sporo występów w seniorskiej piłce. Masz takie spotkanie albo moment, który najlepiej wspominasz?
Jeśli chodzi o spotkanie, które najlepiej wspominam to wyróżniłbym mój debiut w PKO BP Ekstraklasie z Legią Warszawa na wyjeździe. Pomimo przegranej 0:3, zagrałem naprawdę dobre spotkanie. Obroniłem kilka bardzo trudnych strzałów. Otoczka też robiła swoje, bo na trybunach pojawił się komplet kibiców. Zawsze wspominam ten mecz z bardzo dużym sentymentem.
W kontekście najlepiej wspominanego momentu, to przypomina mi się moja podwójna interwencja przy rzucie karnym z Górnikiem Łęczna na wyjeździe. Przegrywaliśmy wtedy 0:1, ja obroniłem jedenastkę strzelaną przez Damiana Gąskę, sparowałem piłkę na słupek, która niefortunnie powędrowała wprost pod jego nogi i skutecznie interweniowałem również przy dobitce.
Idąc w drugą stronę, czy masz jakieś spotkanie albo moment, który wspominasz najgorzej?
Przychodzą mi na myśl dwa mecze, o których najchętniej chciałbym zapomnieć. Pierwszym są przegrane 0:2 derby Łodzi na naszym stadionie. Takie spotkania bolą. W mojej opinii nie można zagrać w derbach tak, jak my wtedy zagraliśmy. Brakowało nam wtedy większej werwy i większego zawzięcia. Derby Łodzi są takim spotkanie, który ma dla nas rangę meczu o mistrzostwo Polski, więc w takich starciach musimy wymagać od siebie więcej.
Drugim takim spotkaniem była moja najwyższa porażka w seniorskiej piłce, 0:6 z Jagiellonią Białystok na wyjeździe. Po każdym golu zdobytym przez piłkarzy Jagi leciała przerobiona piosenka Zenka Martyniuka „Przez te bramki, brameczki strzelone oszalałem”. Śmiałem się później, że przez tydzień mi to jeszcze w uszach grało.
Uważasz, że bramkarz to najbardziej niewdzięczna pozycja na boisku?
Oczywiście, że tak. Jest tak z kilku względów. Rola bramkarza jest na tyle specyficzna, że można ją czasem podpiąć pod sport indywidualny. Bramkarz ma trudniej z utrzymaniem koncentracji na boisku, z racji mniejszej liczby kontaktów z piłką względem innych zawodników. Golkiper musi też więcej uwagi przykuwać do swojego ustawienia i przewidywać, co się może zaraz wydarzyć. Po spotkaniu takie zmęczenie psychofizyczne jest bardzo duże, z powodu ciągłego utrzymywania koncentracji.
Trzeba również wspomnieć o błędach bramkarskich, na które patrzy się nieco inaczej, niż na błędy innych piłkarzy. Są one najbardziej widoczne i najczęściej decydują o wyniku spotkania. W przeciwieństwie do innych zawodników, za mną już niestety nikogo nie ma, kto mógłby naprawić mój błąd. Z byciem bramkarzem niestety jest tak, że jeżeli zagrasz dobry mecz, obronisz kilka strzałów, ale pod koniec meczu zdarzy ci się błąd, przez który twoja drużyna straci gola na wagę punktów to wszyscy będą pamiętać wyłącznie o tym błędzie.
Myślisz przez to, że bramkarz to zawodnik, który musi być najsilniejszy mentalnie spośród całej drużyny?
Wydaje mi się, że tak. Gdy bramkarz popełni błąd na początku spotkania, to musi szybko do niego wrócić, bo inaczej cała drużyna będzie miała problem. Ważne jest podnieść się po tym i grać dalej na swoim odpowiednim poziomie. Mam taki przykład z mojego spotkania z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza z poprzedniego sezonu. W pierwszych minutach spotkania wydawało mi się, że popełniłem spory błąd, przez który straciliśmy bramkę. Później na powtórkach zauważyłem, że wina nie była w całości moja, a częściowo wynikała ona z nierównej murawy, przez którą zmylił mnie tor lotu piłki.
Natomiast w czasie spotkania o tym nie wiedziałem, ale podniosłem się po tym, wybroniłem kilka trudnych strzałów, zagrałem kapitalny mecz i wybroniłem zespołowi jeden punkt. Dlatego wracając do pytania uważam, że bramkarz musi być bardzo silny mentalnie i nie może po nim być widać żadnego spadku pewności siebie po jakimś błędzie. Piłkarz z pola ma możliwość swój błąd naprawić, a bramkarz jednak nie i z tego wynika największa różnica.